Biegasz długie dystanse? W takim razie pewnie wiesz, że bioenergetyka wysiłku wytrzymałościowego obejmuje głównie tlenowe procesy metaboliczne. Oznacza, że w czasie długotrwałej pracy o niskiej do umiarkowanej intensywności zapotrzebowanie energetyczne będzie pokrywane zarówno przez węglowodany jak i tłuszcze. To dobra wiadomość bowiem na długich dystansach glikogen to za mało, a tłuszczu zwyczajowo mamy pełne baki. Dlaczego zatem tak wielu biegaczy ma problem z szybkim bieganiem na dłuższych dystansach?

Syndrom deficytu aerobowego to pojęcie użyte pierwszy raz przez Philipa Maffetone’a i w jakiś sposób może tłumaczyć dlaczego spora część biegaczy amatorów nie potrafi utrzymać przez dłuższy czas wysokiego tempa. W momencie kiedy podczas pracy przekroczymy zdolności metabolizmu tlenowego i wylecimy w do strefy 3 (obejmującej intensywność powyżej progu tlenowego do progu mleczanowego) nasz organizm zaczyna przestawiać wajchę w kierunku metabolizmu beztlenowego. No i co z tego, z naturą przecież nie wygrasz! Z naturą być może nie, ale te progi można przesuwać, a czym więcej pracy możesz wykonać w tlenie tym później zaczniesz zwalniać w terenie. Ładnie?

Syndrom deficytu aerobowego to nic innego jak opisowe stwierdzenie, że masz niski próg tlenowy, a to oznacza, że aby biegać w tlenie musisz biegać niezwykle wolno. Na ścieżkach, szlakach i biegowych trasach nie lubisz biegać wolno więc ciśniesz i w rezultacie przestajesz progresować. Już wiesz co należałoby zrobić?

Zwolnić. Wyznaczyć strefy tętna (strefy intensywności treningu) i biegać jak najwięcej poniżej progu tlenowego. Z czasem Twoja wydolność zacznie się poprawiać i tym samym zaczniesz przesuwać ten nieszczęsny próg. Trzeba mieć jednak świadomość, że adaptacje tlenowe przebiegają dość wolno więc nie licz na znaczącą poprawę po kilku tygodniach tylko rób swoje. Takie podejście do treningu odda – tego akurat możesz być pewien.

I tym optymistycznym akcentem przechodzimy do podsumowania pierwszego tygodnia stycznia.

Skoro dorzuciłem Wam do słownika pojęć kolejne mogę z spokojem przejść do wystukania kilku liczb i podsumowania ubiegłego tygodnia.

4 treningi biegowe (podsumowanie poniżej) z czego najdłuższy wpadł dzisiaj (to znaczy w niedzielę) – 17 z groszkiem przy idealnej wręcz pogodzie. Od rana lekki mróz (-1C) i pełne słońce, aż chce się biegać mimo, że niedzielne poranki zwyczajowo wypadają po sobotnich wieczorach.

3 treningi – mobilność i stabilność – czyli przednia taśma, tylna taśma, staw biodrowy i skokowy. Wspominałem ostatnio, że zastanawiał się nad dorzuceniem jeszcze jednej paczki ćwiczeń na tył, ale na razie wciąż się zastanawiam.

1 trening siłowy – standard. Przysiady ze sztangą, grzybki z obciążeniem w superseriach plus wykroki rozciągające.

Liczba treningów: 4

Kilometraż: 56,56km

Przewyższenia: 144m

Tempo najszybszego biegania: 5’11/km

Tempo najwolniejszego biegania: 5’49/km

No i to byłoby na tyle. Jako, że plany na styczeń są nudne i skupiają się na wolnym nawijaniu kilometrów na podeszwy to następne podsumowanie przy okazji kolejnego mojego wymądrzania się albo z okazji wypadu w góry (coś już kombinuję), albo na koniec miesiąca.

Bądźcie czujni!