Lubię słuchać tego całego gadania o metodzie małych kroczków, że to lepsze niż jeden, odważny i zdecydowany, długi skok. Zawsze wtedy zastanawiam się jak do cholery Ci wszyscy guru chcą pokonać przepaść dwoma małymi?

Dzisiaj bez teorii więc oszczędnie w słowach. Po prostu szybkie podsumowanie tygodnia przeznaczonego na regenerację i jedziemy dalej z treningiem.

Podsumowanie minionego tygodnia:

Regeneracja, a nawet obijanie się. Biegania i w ogóle obciążeń treningowych miało być (i było) mniej, a dodatkowo z uwagi na niezaplanowaną imprezę w sobotę wypadł zaplanowany niedzielny trening. Nie robię z tego zagadnienia i cieszę się z chwili regeneracji (we wtorek ciągły na średnim tętnie poniżej 130BPM czyli gotowy do biegania).

3 treningi biegowe – dwa typowo regeneracyjne (8 i 12km), a w sobotę wpadło 15 z groszkiem ciągłego.

3 treningi mobilności aparatu ruchu. 2x tylna, 1x przednia taśma. Standard.

0 trening siły – bez treningu stricte siłowego (czwórki wyraźnie kazały mi się od nich odpieprzyć na chociaż kilka dni), ale do porannych rozruchów wkładam 4 lub 5 minut z akcentem na nogi.

Liczba treningów: 3

Kilometraż: 35,2km

Przewyższenia: 84m

Tempo najszybszego biegania: 5’52/km

Tempo najwolniejszego biegania: 5’58/km

Dla wszystkich tych, którzy z uwagą czytali o metodologii planowania treningów i zastanawiają się jak ma się ten tydzień regeneracyjny z tym, co zostało wcześniej opisane – doskonale. Gdybym poleciał w niedzielę na jeszcze jeden spokojny ciągły nakręciłbym ~50km kontra 100 w tygodniu poprzednim – zatem książkowo (przynajmniej jeśli chodzi o moją książkę).

Zdrówko!