Nie napiszę, że pobiegane, bo w minionym tygodniu biegania było przerażająco mało. Najpierw się nieco oszczędzałem (bo w planach była dłuższa trasa w górach), a jak się okazało, że niepotrzebnie to przyszedł weekend pełen różnych możliwości. W sobotę jeszcze jakoś urwałem kilkanaście kaemów, ale w niedzielę byłem cięgiem potrzebny ‘gdzie indziej’, a w okolicy południa gwiazda tak dała do pieca, że rozmieniłem bieganie na kręcenie pedałami. I też było fajnie.

No właśnie, a jak u Was z treningiem uzupełniającym? Wskakujecie na rower, rolki lub inne sprzęty czy raczej tylko bieganie? Powiem Wam, że ja czasem lubię zakręcić na dwóch kółkach i nie będzie to raczej wielkim żadnym zaskoczeniem jeśli dodam, że taki trening uzupełniający też potrafi oddać. Nie jestem zbyt wprawnym kolarzem górskim, ale wydolność jest, siła jest więc jak ten ślepy koń przed Wielką Pardubicką – nie widzę przeszkód. Staję na pedałach i cisnę na twardych przełożeniach ale uwaga – jeśli masz problem z kolanami to taki trening niekoniecznie będzie dobrym pomysłem. ZTCP kiedyś ‘nasz’ utytułowany maratończyk Henryk Szost na podjazdach nabawił się kontuzji – jak przyznał wtedy w wywiadzie sporty uzupełniające nie są złe, ale on raczej skupia się na bieganiu. Czyli coś w stylu: ‘Jak smakuje zupa?’ ‘Pyszna!’ ‘No to może dokładkę?’ Nie, dziękuję.’

Zatem w moim tygodniu biegania było mniej, ale w niedzielę wpadło 60km na rowerze.

Pierwsze takie długie w tym roku. 48 z tego zostało wyjeżdżone samemu (czyli szybciej), a ostatnie 12 z NzŻ (czyli konwersacyjnie). I żeby jakoś to wszystko zgrabnie skonkludować powiem Wam, że dzisiaj po przebudzeniu poczułem, że mam w udach jakieś mięśnie! Zwyczajowo bieganie kilkunastu czy dwudziestu kilku kilometrów pozostaje bez echa (a jak już coś mam zmęczyć to raczej łydę), a zwykły rower tak ładnie zaakcentował pracę czworogłowych.

Podsumowanie minionego tygodnia:

Tydzień podobny zupełnie do niczego. Wolno i mało – tyle nie biegam nawet w tych regeneracyjnych – ale z przyjemnie spędzonym czasem na 2 kółkach.

3 treningi biegowe na niskim tętnie i wolnym tempie. W sobotę kilka piknięć wyżej, bo po piątku i w pełnym słońcu (na bieganie udało się wyrwać dokładnie pół godziny po godzinie dwunastej w południe).

5 treningów mobilności aparatu ruchu. 2x tylna, 1x przednia taśma do tego staw skokowy i biodrowy.

0 trening siły – na upartego można tutaj upchnąć rower (twarde przełożenia, pamiętacie?). Ale ja nie należę do specjalnie upartych więc 0 znaczy zero.

Liczba treningów: 3

Kilometraż: 34km

Przewyższenia: 51m

Tempo najszybszego biegania: 5’43/km

Tempo najwolniejszego biegania: 5’50/km

Ostatnia luźna myśl na dzisiaj dotyczy wszystkiego, co okołobiegowe, ale oczywiście związane z bieganiem. Ten rok, a w zasadzie ostatnie miesiące, to największy nacisk na ćwiczenia mobilizujące i wzmacniające. I znowu – nie jest tego jakoś strasznie dużo, ale najwięcej w całym moim biegowym życiu. Historia z zeszłego roku (przypomnę, że po pierwszym górskim biegu, który ukończyłem na jednej nodze miałem jakieś 3 tygodnie, by stanąć na nogi i tym samym na starcie kolejnego) pokazała mi pełną moc tych pozornie mało znaczących ćwiczeń. Po letnim roztrenowaniu wróciłem do biegania, a kilka tygodni później wdrożyłem dodatkowy plan treningowy. Mamy czerwiec roku następnego, a ja od blisko 9 miesięcy łupię te ćwiczenia. I wiecie co? Polubiłem je.

Zdrówko!