‘Goginsowanie’. Tym jednym słowem mogę streścić mijający tydzień – bieganie pomimo. Pogoda świetna, poranki wolne jednak po wtorkowym incydencie na trasie dupa zbita. Dosłownie. Tak to już jest kiedy wpadasz w chaszcze potrenować wieloskoki i okazuje się, że jednak za nisko podniosłeś nogę.

We wtorek był ciągły jednak lecąc leśną ścieżką postanowiłem nagle skręcić w las i polecieć półtora kilometra bez ścieżki. Przez wysokie zarośla, kolczaste krzewy i zwalone pnie drzew – lubię czasem tak, po prostej, pod górę albo na zbiegu, wysilić się nieco, poskakać po wielokroć (w końcu wieloskoki), poćwiczyć propriocepcję i siłę biegową. Takie bieganie wymaga kapkę techniki i sporo uważności, bo teren jest wymagający, a podłoże niepewne. Tym razem brakło koncentracji – obok biegnących nas wyskoczyła sarna; okrzyknąłem Guzika, by nie ruszył za uciekającym celem i rzuciłem głową w bok, by zobaczyć czy odpuścił. Noga zahaczyła o wystającą gałąź, a grawitacja też rzuciła, tyle, że mną. O glebę. Walnąłem w niski pieniek prawym bokiem i przez chwilę zobaczyłem gwiazdy choć bez wątpienia poranek był słoneczny. Pozbierałem się, zmacałem mentalnie biodro i poślad, a potem ruszyłem dalej.

 

Ból nie był jakiś mocno upierdliwy więc dokończyłem trening. Tempo było raczej wolne więc nie spuchłem, ale prawy bok miał inne zdanie w temacie. Wieczorem w okolicy biodra było już całkiem żółto, a następnego dnia schodziłem po schodach z lekkim sykiem. W czwartek rozbiegałem to na jedenastokilometrowej trasie, bo choć z bólem to dało się biegać. W sobotę bolało dalej więc poleciałem nieco wolniej, a dzisiaj (czyli w niedzielę) było już nieco lepiej choć wciąż daleko od dobrze. Ruszyłem szybciej, by na dziewiątym kilometrze nieco zwolnić i kolejne osiem dokręcić wolniej. Z dnia na dzień jest lepiej i goi się jak, nie przymierzając, na psie, ale z mocniejszym treningiem poczekam jeszcze kilka dni.

 

Zaliczyłem w swoim życiu ‘kilka’ gleb na szlakach i znam swoje ciało na tyle, by wiedzieć czy się uszkodziłem, czy tylko nieco poobijałem. Mimo, że we wtorek w lesie ładnie się poskładałem to wiem, że to nic poważnego – kości i stawy całe, po prostu dupa zbita nieco mocniej niż zwykle. Poboli i przestanie, a ja nie mam czasu na przerwy w treningach. Modyfikujemy gry plan na tydzień czy dwa, a jak trzeba trochę ‘pogoginsować’ to zrobię to i będę biegał pomimo.

 

Podsumowanie minionego tygodnia:

Pomimo wszystko to był dobry biegowo tydzień. Bez akcentu – w planach na zbliżający się tydzień jest jeden przyzwoity – ale całość na fajnym (niskim) tętnie więc po prostu popracowałem jeszcze nad bazą. Dzisiaj kilka kilometrów szybciej i mocniej póki biodro nie powiedziało ‘zwolnij’ więc posłusznie zwolniłem.

4 treningi biegowe – cztery ciągłe nabiegane w zakresie 130-140BPM.

3 treningi mobilności aparatu ruchu. 2x tylna, 1x przednia taśma. Tydzień jak co tydzień.

0 trening siły – bez treningu siłowego choć wciąż podczas porannych rozruchów kilka ćwiczeń na mięśnie nóg.

 

Liczba treningów: 4

Kilometraż: 56,5km

Przewyższenia: 144m

Tempo najszybszego biegania: 5’23/km

Tempo najwolniejszego biegania: 5’48/km

Pamiętacie jeszcze o odpuszczonej przeze mnie trasie w Beskidach? Ja pamiętam i to właśnie będzie zaplanowany akcent. Teraz tylko wygospodarować dzień wolnego, zatankować ketowóz i ruszam w teren!

Zdrówko!