Niedziela, chwilę po czternastej. Siedzę i ślepię w monitor szukając inspiracji na kolejne kilka godzin życia. Za wcześnie na wino – musiałbym jakiś płatków dosypać, za późno na piwo – bieganie było kilka godzin temu więc ciężko będzie uzasadnić to TKD.
Biorę do ręki telefon, odpalam apkę i przepisuję do dzienniczka treningowego ostatnie wybiegania. Kolejny raz wraca myśl, że mógłbym jakoś zaplanować tę zimę, bo inaczej z budowania bazy znowu wyjdzie radosne bieganie na zasadzie ‘jako tako byle dobiec’. Baza zawsze się jakaś zbuduje, ale plany na przyszły rok mam ambitne więc..
No i to w sumie brzmi jak pomysł. Wprawdzie nie mam gotowości do rozpisywania sobie dwu czy trzymiesięcznego planu, ale tu i teraz postanowiłem, że zacznę planować te swoje bieganie i dzielić się z Wami moimi planami, realizacją i wszystkim co związane z treningiem. Początkującym może się przydać, a zaawansowanych zapraszam do dzielenia się komentarzami i uwagami – może nauczę się czegoś nowego. W sumie to do dyskusji zapraszam wszystkich!
Dobra, na razie kilka zdań tytułem wstępu. Wprawdzie biegam ultra, ale po treningach tego nie widać.
Kilometraż robię niewielki, przewyższenia tylko jak jadę w góry; standardowo w tygodniu biegam 4 razy i nawijam na podeszwy jakieś 40-50km w poziomie. Ciężko też o jakościowe treningi, bo latam z Guzikiem, a bieganie z czworonożnym kumplem rządzi się swoimi prawami.
Co jeszcze? Po serii kontuzji przeciążeniowych które w ubiegłych latach psuły mi radochę z dłuższych dystansów od kilkunastu tygodni położyłem nacisk na mobilizację układu ruchu – więcej rozciągania, poprawianie zakresów ruchu, wzmacnianie mięśni nad którymi zwyczajowo nie chce się pracować, bo nuda. Do tego czasem dorzucę jakąś siłę na siłowni – przysiady, wykroki, grzybki – bo jak chcesz ćwiczyć pod góry to albo biegasz w górach, albo robisz siłę ze sztangą.
Wychodzi na to, że będę musiał zacząć się starać, by nie było wstydu przed Ryśką.
Podsumowania ubiegłego tygodnia i plany na następny będę wrzucał w niedzielę. Nie wiem jeszcze w jakiej formie; bierzemy się zatem do roboty, a formę wypracujemy w biegu. Znaczy po drodze.
Ubiegły tydzień to spokojne bieganie w tempie lekko śmiesznym (konwersacyjnym) połączone z walką o to, by we wszechobecnym na polach błocie zaliczyć jak najmniej gleb. Wróciłem z nart trzeba było rozruszać ciężkie jak z waty nogi.
Liczba treningów: 4
Kilometraż: 45,4km
Przewyższenia: 111m
Tempo najszybszego biegania: 5’30/km
Tempo najwolniejszego biegania: 6’11/km
Plany na kolejny tydzień: 4x bieganie, 3x mobilizacja (przednia taśma, tylna taśma, staw biodrowy i skokowy), 1x siła. Zobaczymy co z tego wyjdzie – już za tydzień.
Bądźcie czujni!
Witaj . Czytam Twój wpis któryś raz z kolei i oczom nie wierzę 😃Jakbym widziała siebie .Myślałam ,że takich ultrasów nie ma jak ja ,a jednak można się pomylić . A jeszcze dziękuję za wskazówki co do posiłków przed biegiem ultra . Kasza jaglana z warzywami strączkowymi dała mi kapa na ostatnim biegu ultra .Dziękuję i pozdrawiam Ela 🙏🏻❄️☀️🤗
Cześć, fajnie, że wpadłaś! Myślałaś, że jakich ultrasów nie ma? Takich, których przygotowania wyglądają jak do półmaratonu, a biegają setki czy może takich, dla których najlepszy plan to brak planu, a decyzję o tym czy wybrać spokojne wybieganie czy może mocne interwały podejmują podczas pierwszego kilometra biegu? 😉