Dobra, koniec opierniczania się na treningach. Baza zrobiona, czas zabrać się za uczciwą pracę i wznieść trening na wyższy poziom. Zamiast biegania z radosnym uśmiechem na twarzy częściej będziemy się krzywić się pod presją mocnych, jakościowych, treningów. Ale zanim to nastąpi kontynuujemy z teorią budowania planów treningowych. Obiecywałem, że będzie łatwo? Kłamałem. Zaklinałem się, że będzie warto? A to akurat prawda.

Jeśli do tej pory trenowałeś bez jakiegokolwiek planu czyli uprawiałeś radosne bieganie podczas którego tempo było dostosowane do Twojego samopoczucia czy chęci wiedz, że to najprzyjemniejsze kilometry na Twoich biegowych ścieżkach. Sam często powtarzam, że nie lubię trenować – lubię biegać. Jednak jeśli chcesz podnosić poprzeczkę i stawać się najlepszą z biegowych wersji samego siebie musisz zacząć działać według planu. Samopoczucie jest ważne – będziesz używał go jak drogowskazu, a chęci czy motywacja napędza do działania jednak pierwsze potrafi zwodzić na manowce, a drugi zawodzić – zwłaszcza gdy braknie chęci, motywacja spadnie, a Ty, zamiast zwiększać obciążenia zaczniesz szukać wymówek.

 

Zanim usiądziesz do budowania własnego planu musisz poznać cztery podstawowe kroki i zgodzić się z każdym z nich. Podobnie jak w tańcu – dopiero kiedy nie musisz zastanawiać się jak będzie wyglądać Twój następny krok możesz uczyć się figur i układów. Wiem co mówię – nigdy nie nauczyłem się dobrze tańczyć.

Bądź realistą.

Zanim zaczniesz określać cele musisz zdawać sobie sprawę na jakim jesteś poziomie i w co możesz celować. Jeśli biegasz dychy to setka może okazać się za dużym wyzwaniem. Jeśli nie masz czasu na trening to zaplanowanie na koniec sezonu górskiego ultra może być początkiem końca – frustracja, zniechęcenie, kontuzja, przetrenowanie.

Bądź ambitny.

Przeciwieństwo kroku pierwszego czyli szukanie złotego środka. Bycie realistą jest cholernie ważne, ale ambitnym realistą. Najlepszą wymówką jest pogodzenie się z myślą, że na więcej Ciebie nie stać. Stać Cię na dużo więcej, najwyżej osiągnięcie upragnionego celu zajmie Tobie trochę więcej czasu. Kiedyś usłyszałem, że cel ma być tak ambitny byś na początku drogi nie miał pojęcia jak go osiągnąć. Po prostu zaczynasz, a rozwiązania pojawiają się w trakcie. Oczywiście patrząc na cele z perspektywy jednego sezonu musisz brać pod uwagę fakt, że zarówno Twoja kondycja jak czas który możesz poświęcić na trening ma ogromne znaczenie jednak celujesz w słońce. Nawet jeśli trafisz 'tylko’ w księżyc to i tak będziesz latał wśród gwiazd.

Bądź zaangażowany.

Nie da się inaczej. Najlepszy plan będzie tylko planem jeśli nie wykonasz założonej pracy. To tak jak z dietą – lepsza od tej idealnej jest ta stosowana. Trening to wykonywanie po wielokroć tych samych ruchów i nie zawsze jest inspirująco i nie za każdym razem poczujesz motyle w brzuchu. Częściej to po prostu skurcz flaków.

Miej cel.

Musisz mieć cel. Opisany, zakontraktowany z samym sobą, cel, do którego dążysz. ‘Jakoś to będzie’ gwarantuje Tobie, że jakoś to będzie, ale Ty nie chcesz, by było jakoś. Masz swój cel i zaangażujesz wszystkie swoje zasoby, by go osiągnąć. To jest Twój koniec tęczy i Twój garniec złota po który biegniesz. Nie zawsze go zdobędziesz, ale zrobisz wszystko, by tak się stało. Unikaj myśli ‘a jeśli’, bo to prosta droga do znalezienia wymówek. Ale pamiętaj, że przygotowanie planu B to nie to samo, co akceptacja porażki.

Podsumowanie minionego tygodnia:

Po przerwie dałem sobie kilka dni na rozbieganie. Cztery pierwsze treningi to spokojne kilometry na niskiej intensywności. Później dwa nieco dłuższe wybiegania, święta i miniony tydzień, który wyglądał tak:

4 treningi biegowe – jeden trening nieco szybciej zatem na wyższym tętnie. Wciąż mało w nogach, ale po przerwie zaczynam z chłodną głową kombinując przy okazji jak do cholery ogarnąć tempówki albo podbiegi z moim współbiegaczem którego zwyczajnie nudzą takie akcenty.

3 treningi mobilności aparatu ruchu. Do tego podczas porannego rozruchu stawiam akcent na mobilność stawu skokowego i bioder. W moim bieganiu to ważne, a zwyczajowo takie ćwiczenia to nuda – tym bardziej muszę je robić.

Bez treningu siły – w nadchodzącym tygodniu wraca, w minionym jeszcze dałem sobie na luz. Katowałem wykroki rozciągające i różne wersje przysiadów bez obciążeń.

Liczba treningów: 4

Kilometraż: 59,4km

Przewyższenia: 105m

Tempo najszybszego biegania: 5’28/km

Tempo najwolniejszego biegania: 5’59/km

Wolno, wiem, ale po delikatnej kontuzji (incydent, pamiętacie?) wbiegam na ścieżki z pełną uważnością. Podczas jednego biegania urwałem kilka kilometrów na wyższym tętnie i z zadowoleniem zgodziłem się z nogami, że niosą. Przede mną pomiar tętna spoczynkowego (to akurat dość dobrze znam) i maksymalnego (a tego na ten rok nie), ale z tego pewnie ulepię osobny materiał dla tych którzy nie wiedzą co, z czym i jak.

Zdrówko!